piątek, 20 grudnia 2013

Rozdział 9.

                                                                          ~Laura~
Obudził mnie budzik,ustawiony na 7:30.Śpiąca jeszcze wstałam z łóżka w którym nie było już Van i podeszłam do szafy,w celu wyjęcia z niej ubrań.Dzisiaj razem z Rossem,mamy poprosić o przedwczesne zwolnienie ze szkoły.Oczywiście ze względu na serial.Kiedy się ogarnęłam zeszłam na dół i zastałam w kuchni Vanessę,robiącą naleśniki.
-Cześć kochanie-przywitała się.
-Hej Vanessa-powiedziałam dając jej buziaka w policzek.-I co wyspałaś się?
-Mhymm...-westchnęła-chyba nikt nie przytula czulej niż ty-zaśmiała się.-twój przyszły chłopak będzie szczęściarzem.-Wtedy przypomniałam sobie o tym co zrobił Liam,ale postanowiłam nic nie mówić Vanessie.
-Proszę-powiedziała podając naleśniki.
-Dziękuję,jesteś kochana.-Zjadłam naleśniki i spojrzałam na zegarek była dopiero 7:50,lekcje zaczynają się o 9:00,jak zwykle niecierpliwie czekałam na Rossa.
-Jesteśmy takim dziwnym rodzeństwem-stwierdziłam.
-Co?-spytała Van.
-No bo...ja cię tak bardzo kocham,ty mnie też i wiem o tym-powiedziałam-a inne rodzeństwa skaczą sobie do gardeł.
-Hhaha-zaśmiała się-wiem o tym.-powiedziała-chociaż....pamiętasz jak miałaś 9 lat?-spytała.
-Emm..-zamyśliłam się-czekaj chyba nie mówisz o...-w tym momencie Vanessa i ja wybuchnęłyśmy "nieopanowanym śmiechem".-To była wigilia...
-Mama postanowiła nas poprzebierać-powiedziała-założyła ci czapkę elfa i zielone buty z dzwonkami,a ja byłam reniferem-powiedziała Van.
-Tamtego dnia,przysięgłam sobie że kiedyś cię zabiję-zaśmiałam się-ale jesteś jedną z najważniejszych osób w moim życiu.
-Awww...-wzruszyła się-no chodź tutaj misiaczka!-Bez słowa przytuliłam moją siostrę.
                                                                             ~Ross~
Siedziałem,przy stole z resztą rodziny i jadłem śniadanie,oczywiście nie mogłem się już doczekać spotkania z Laurą.Dlatego też jadłem w pośpiechu.
-Ross,bo się udławisz-szturchnął mnie Ryland.
-Gdzie ci się tak śpiesz?-spytali naraz Rocky i Riker.
-Bo na pewno nie do szkoły-powiedziała a raczej stwierdziła Rydel.
-Jem szybko bo chce się już zobaczyć z Laurą.-powiedziałem,a potem wszyscy spojrzeli się porozumiewawczo-Co?-spytałem z pełną buzią.
-Nie nic tak tylko...to trochę dziwne..-oznajmiła mój tata.Skończyłem jeść włożyłem talerze do zmywarki zarzuciłem plecak na plecy i podszedłem do drzwi.
-Ross?-usłyszałem za sobą głos mamy-Nie zapomniałeś o czymś?
-Błagam mamo przy nich?-mama posłała mi "zabójczy wzrok".Podszedłem do niej, ucałowałem ją w policzek i wyszedłem z domu,nie zważając na "ross słodziaczku",krzyczone chórem przez moje rodzeństwo.Zastanawiałem się,jak Laura zareaguję na moją dzisiejszą niespodziankę....
                                                                               ~Laura~
Dochodziła 8:35,a Rossa nawet nie było widać.
-Gdzie on jest spóźnie się.-powiedziałam.
-Nie panikuj na pewno zaraz przyjdzie,przecież by cie nie zo..-w tej chwili rozległ się dzwonek do drzwi.Bez zastanowienia zerwałam się z krzesła i podbiegłam do drzwi.Otwierając je ujrzałam Rossa.
-Hej-przywitał się.
-Matko gdzie byłeś?!!!!!!!-krzyknęłam.
-Nie krzycz-powiedział.
-Matko martwiłam się-powiedziłam i przytuliłam go co,oczywiście odwzajemnił.Wpuściłam go do środka.
-Van?!-krzyknął i przytulił moją siostrę.-Wróciłaś.?
-To długa historia...
-Zerwałaś z Shanem?-spytał.
-Nie...zmarła jego babcia i musiał wyjechać na 2 miesiące-westchnęła.
-Chodź już Ross jest 8:45,nie zdążymy!-powiedziałam.
-Zgoda chodź chcę ci coś pokazać.
-Ok,lecę Van będę o 13:00.-Pobiegłam na górę,zarzuciłam torbę przez ramię i zbiegłam na dół,po czyn ciągnąc Rossa za rękę,wyleciałam z domu "jak strzała".
-Dzisiaj się raczej nie spóźnimy.
-Ta..jasne-powiedziałam a Ross wskazał palcem na ulicę.Stałam jak wryta z otwartymi oczami,kiedy zobaczyłam motocykl.
-No chodź.-pociągnął mnie za rękę.Usiedliśmy na tej "zabójczej maszynie" i Ross odpalił silnik.
-Trzymaj się mnie-powiedział,bez słowa objęłam go najmocniej jak umiałam.Ruszyliśmy do szkoły.O dziwo chłopak jechał ostrożnie.Kiedy dotarliśmy pod Marino High School zsiadłam z motocykla i uklęknęłam na chodniku.
-Tak ja żyję!-pocałowałam chodnik-wolność.
-No chodź już bo zostało 5 minut-zaśmiał się.Pierwszą lekcją była matematyka.Cały czas myślałam o rozmowie z dyrektorem,nie mam pojęcia co zadecyduję.
-Psss..-usłyszałam głos Rossa-Lau?
-Tak?
-Boisz się tej rozmowy?-spytał.
-Tak nie wiem co to będzie.
-Ja też ale nie martw się będzie ok-pocieszył mnie Ross.
-Panie Lynch proszę wstać-odezwała się pani Rose Dasilva.Chłopak wstał.-Ross jesteś dobrym uczniem i świetnym muzykiem z tego co słyszałam.
-No..no nie wiem-jąkał się chłopak.
-Nie ma z tobą problemów,ale skup się na lekcji dobrze?-powiedziała nauczycielka.
-Tak przepraszam-powiedział Ross i siadając na krzesło posłał mi promienny uśmiech.Co odwzajemniłam.Reszta lekcji minęła mi w spokoju,ale i w stresie.Mieliśmy dwie klasówki,więc lekcji szybko zleciały ja oczywiście kończyłam,przed czasem.Po lekcjach razem z Rossym wrzuciliśmy książki do szafek i poszliśmy pod gabinet dyrektora.Usiedliśmy w poczekalni,czekając na swoją kolej.
-Stresujesz się?-spytał.
-Tak-powiedziałam na co chłopak mnie przytulił-mhym..już mi lepiej-zaśmiałam się.
-Zapraszam-powiedział dyrektor,który właśnie wyszedł z Gabinetu.Nie pewnym krokiem weszliśmy do środka.
-O czym chcieliście rozmawiać?
-Wie pan...my...-jąkałam się.
-Lepiej jeżeli ja to powiem-przerwał mi Ross-Więc tak..poszliśmy na casting do serialu Austin & Ally no i..-przerwał Ross-dostaliśmy dwie główne rolę.
-Gratulacje dzieciaki-powiedział pan King.
-To wiąże się z sesjami fotograficznymi ,pracami na planie,oraz pomaganiem innym na cele charytatywne.-powiedział Ross.-Więc moglibyśmy....prosić o...wcześniejsze ukończenie szkoły do wakacji i tak nie jest daleko a my kręcimy serial już w sobotę.-Siedziałam w ciszy i czekałam na "osądzenie".
-Hymm...-zamyślił się pan Graham.-Lauro.
-Tak?-spytałam.
-Jesteś jedną z najlepszych uczennic w tej szkole..-zamyślił się-ale przeglądałem twoje papiery i okazało się że masz problemy z w-f.-Ross się zaśmiał.-Za to ty Ross z poezją.
-To nie było śmieszne Ross-powiedziałam.
-Zróbmy tak-powiedział pan King.-Lau,zaliczysz w piątek egzamin z footballu,a Ross z poezji..może z ..."Romeo i Julia"-powiedział a my wyszczerzyliśmy oczy.-Jeśli zaliczycie to wystawię wam świadectwa w piątek około 18:00.
-Co nie ja nie dam rady!-wrzasnęłam.
-Proszę was-powiedział.
-No dobrze-powiedzieliśmy,po długim zastanowieniu i wyszliśmy z gabinetu.Idąc do "maszyny" Rossa zastanawiałam się jak to zaliczę.Tak się zamyśliłam że wpadłam na Dylana,który akurat łaził bezsensownie po szkole razem ze swoją muzą piękną Brianną.
-Uważaj jak leziesz słonico-powiedział.
-Właśnie!-krzyknęła Brianna.
-Zamknij się Brianna-powiedział Dylan.
-Właśnie!-krzyknęła raz jeszcze.
-Odwal się od niej nie zauważyła cię!-wrzasnął Ross.
-Hej wiesz co Laura?-spytał Dylan-Liam opowiadał o tej waszej randce.-Dobił mnie tym-Serio myślałaś że takie ciacho jak on umówi się z taką wywłoką?-W tej chwili nie wytrzymałam kopnęłam go w przyrodzenie i uderzyłam pięścią w twarz.
-Ty gróboskórna świnio-rzuciłam i zostawiłam oszołomionego Dylana i Briannę.Ross przez chwilę stał z otwartymi ustami ale zaraz za mną pobiegł.Dogonił mnie dopiero przy motocyklu.
-Lau..
-Nic nie mów-wrzasnęłam.
-Miałabyś ochotę na pizzę?-spytał.
-Z chęcią-powiedziałam.Pojechaliśmy do pizzerii i zamówiliśmy sobie "hawajską".Wreszcie kelner przyniósł zamówienie.Jedliśmy posiłek rozmyślając.
-I co ja ma teraz zrobić?-spytałam zmartwiona.
-Ty!-krzyknął Ross-a może dyrek kuma tylko po meksykańsku?
-I co jeszcze kupimy mu burrito?-spytałam-miałam grać w serialu..-powiedziałam a po moim policzku spłynęła łza.
-Hej,tylko mi tu nie becz-powiedział Blondyn ocierając moją łzę palcem.W tej chwili do pizzerii wszedł Dylan z wyraźnie podbitym okiem.-Hej!-krzyknął Ross-Dałaś wycisk Dylanowi.
-I co z tego?
-Masz drobniutkie ciało,ale dużą siłę-stwierdził-wiem!-krzyknął-nauczę cię jak grać w football.
-A ja cię nauczę poezji!-krzyknęłam i zaczęliśmy piszczeć z radości.Tak też zrobiliśmy około 16:00 zaczęłam trening z Rossem.
-Rozgrywając to ty-powiedział Ross-kiedy usłyszysz gwizdek podajesz piłkę graczowi za tobą na razie łapiesz?-spytał.
-Tak.-powiedziałam.Muszę przyznać żę ten trening był przyjemny.Około 19:00 siedziałam z Rossem u niego i uczyłam go poezji.
-"Mam cię porównać do letniego dnia? (...)Piękniejsza jesteś stalsza niż lion,lecz lato za krótko trwa i w maju ścina czułe pęki drzew"-cytowałam ale Ross mi przerwał.
-Czyli,że ona nie jest dla niego jak lekki dzień ,tylko on jest na nią tak jakby napalony?-spytał.
-Tak...-zaczęłam -chociaż sheakspeare (Szekspir) to napisał dla pewnego młodzieńca.
-Był pedziem?!-krzyknął Ross.
-Nie ma pewności.
-Koleś pisze do kolesia że się na niego napalił,a ty nie masz pewności?-spytał-musiałby chyba napisać odę do druta,żebyś uwierzyła.-dokończył a ja posłałam mu zabójcze spojrzenie.-żartowałem-powiedział-ale ja..w ogóle nie rozumiem jak można to komuś powiedzieć,to byłaby niezła wiocha.
-Trzeba mieć komu to powiedzieć Ross-westchnęłam.Chłopak wziął do ręki gitarę akustyczną i zaczął cicho na niej grać.-Co to jest?-spytałam.
-A nic takiego..takie tam..-powiedział.
-No dawaj zaśpiewaj-zachęciłam go.Chłopak zaczął grać i po chwili usłyszałam jego melodyjny głos.:
                                                    Chcę tego czego,nie mogę mieć.
                                                         Chcę żebyś była moja...
                                                 Nie obchodzi mnie,co przez to stracę..
                                              Nie ma żadnego strachu,w moim sercu..
                                                      Zajmę jakiekolwiek miejsce.
                                                  Nie obchodzi mnie jeśli to pęknie...
                                Chcę ci powiedzieć coś,czego nigdy sobie nie mówiłem.
                                                       Te tajemnice są jak zabicie!!!!

                                        Nazwij mnie wariatem,może i jestem szalony.!
                        Nigdy nie miałem nic przeciwko,ale to nigdy nie zmieniało mojej fazy!
                                 Jeśli muszę,nie boję się zachowaj moje serce dla ciebie!
                                        Jestem buntownikiem,nawet jeśli mam kłopoty!
                                                     Wycofam cię z całego gruzu!
                                Jeśli muszę,nie boję się zachowaj moje serce dla ciebie!
                                       Powiedz mi że się mylę....Odwróć się i biegnij..
                                         Ale ja i tak zachowam moje serce dla ciebie!
-Na razie to tyle-powiedział Ross ,odłożył gitarę i zarumienił się po czym,posłał mi promienny uśmiech.
-Jest piękna-westchnęłam i przytuliłam się do jego torsu.-ja nawet nie mam twojego zdjęcia.Ross sięgnął ręką na stolik nocny i podał mi jego zdjęcie .
-Dziękuję-powiedziałam i cmoknęłam go w policzek.-Chyba już pójdę-westchnęłam.
-Odprowadzę cię.
-Dobrze.-Ross odprowadził mnie pod same drzwi przytulił na pożegnanie i poszedł do domu.Opowiedziałam o dzisiejszym dniu Vanessie,potem umyłam się,przebrałam w piżamę i weszłam do pokoju.Wstawiłam zdjęcie Rossa w ramkę i postawiłam na stoliku nocnym.Byłam bardzo zmęczona,dlatego szybko zasnęłam.
*********************************************
                                                                     Uff skończyłam!
                                                     Pracowałam nad nim aż 3 godziny.
                                               Będę się starać dodawać rozdziały co 3 dni!
                                               PROSZĘ O SZCZERE KOMENTARZE!
                                         


4 komentarze:

  1. Rozdział bomba , Jak wszystkie zresztą. Czekam z niecierpliwością na next.

    OdpowiedzUsuń
  2. I LOVVVVVVVVVVVVVVVVVVVVVVVEEEEEEE CZEKAM NA NXTA !! :*

    OdpowiedzUsuń